czwartek, 10 marca 2016

Y.2

Nari mocniej ścisnęła rękę swojego towarzysza. Dobrze ukryci w cieniu gałęzi potężnego kasztanowca obserwowali, jak młody chłopak wraca na swoje miejsce.

– Yohan, on nas widział! – szepnęła z przejęciem.

Mężczyzna skinął głową.

– Czy myślisz… On musi być... czarodziejem, prawda? – pytała dalej. Yohan aż drgnął słysząc zakazane słowo. Przynależność do świata magii to nie było coś, do czego człowiek przyznawał się na głos. Jej towarzysz jak zwykle nie powiedział ani słowa, jedynie ponownie przytaknął.

– Może mógłby nam pomóc… – westchnęła. – Jest taki dziwny: duży, jasny. Jak Bezczelny Wróg. Ale wygląda przyjaźnie, prawda? Nie sprawia wrażenia, jakby chciał nas zabić. Choć oni umieją przecież świetnie oszukiwać...

Zadrżała. Odruchowo wyszeptała jedyne zaklęcie, którego nauczyła się od swojej matki. Czar, który pozwalał ukryć swoją obecność przed spojrzeniami obcych, o ile tylko specjalnie ich nie szukali. Bo kiedy ktoś chciał cię zobaczyć, to niestety ta magia była za słaba.

Ale tutaj, w tym dziwnym świecie, jej umiejętności były całkowicie wystarczające. Kiedy błąkali się po miasteczku, nikt nie zwracał na nich uwagi, za to oni mogli ich bez trudu obserwować. Ludzi w dziwacznych, pstrokatych ubraniach, często odsłaniających dużo więcej niż pozwalała elementarna przyzwoitość. Ludzi, którzy chodzili po ulicach śmiejąc się i rozmawiając, jakby nie mieli zupełnie nic do roboty. Bez ciężki pakunków, bez wiader z wodą, bez sterty gałęzi na plecach. Ludzi w lśniących pojazdach, które sunęły po ulicach tak cicho, że zdawały się poruszać pod wpływem magii. Ale wcale nie były zaczarowane - czuła to. W trakcie tej tułaczki, która zawała się trwać wieki, stała się bardzo wyczulona na sprawy magii. Ćwiczyła też wytrwale, chciała być czarownicą, chciała wreszcie być wolna, chciała…

Tak naprawdę, to chciałaby wrócić do domu. Ale nie do takiego domu, jaki zostawiła. Nie do miejsca, gdzie w każdym momencie mógł ktoś podejść i wykrzyknąć “Czary! Śmierć i im i ich rodzinom!”. Nie do matki, która potrafiła urządzić solidne lanie za patyk wzniesiony w górę gestem, jakim się trzyma różdżkę. Nie do ojca, który od czasu, gdy zabrali jego najstarszego syna nie wypowiedział w domu ani słowa, tylko kurczył się coraz bardziej pod ciężarem przenoszonych kamieni.

Tylko do takiego domu, jaki zawsze chciała mieć. Do mamy, która nie tylko uczy szeptem zaklęć pozwalających ukryć się przed niechcianym wzrokiem, ale też bez strachu wyjaśnia córce wszystkie tajemnice, które młoda czarownica znać powinna. Do babci, która z dumą opowiada o przeszłości swojej rodziny, będącej przez wieki doradcami królów. Do taty, który wraz z bratem wyczarowuje przepiękne rzeźby ze skały.

Westchnęła. Nie ma co marzyć o czymś, czego nigdy nie będzie. Powinna w sowim sercu zachować chociaż wspomnienia, o tym co było naprawdę. Powinna być świadkiem tego, co się działo w jej stronach. Może uda jej się znaleźć kogoś, komu będzie mogła opowiedzieć swoją historię?




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.

6 komentarzy:

  1. Wczoraj już nie miałam siły, ale jestem.
    Coraz więcej zagadek, teraz już nie wiem, czy to duchy, czy kto. Ale rozdział fajny. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie, dni mi się nie rypły. Jak nic, poniedziałek. To, gdzie rozdział, się pytam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tris, przepraszam, przepraszam! Wezmę się za to, wezmę - muszę spisać to wszystko co mam w głowie, tylko jakoś ciężko mi się wziąć za siebie :(
      Dzięki za wsparcie!

      Usuń
  3. Haloooooo, czekamy na ciąg dalszy =)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu,
      próbuję! Ale ciężko mi się skupić i ciężko mi się wziąć do roboty. Postanowiłam dać sobie czas do końca miesiąca (ale mam nadzieję, że coś się wykluje dużo wcześniej) - jeśli do tego czasu historia Księżycowej Dziewczyny nie nabierze tempa, to wrócimy spokojniutko do Snape'a, który tam sobie cicho w pliku czeka...
      Dzięki za przypomnienie, że kotoś na to czeka!

      Usuń
  4. Może być i kotoś, lubię kotosie. Pozdrawiam, Ania.

    OdpowiedzUsuń