czwartek, 28 kwietnia 2016

10.3

Cecile z przyjemnością wciągała zapach pieczonego indyka. Prawdziwego, z nadzieniem z razowego chleba i jakichś przypraw. Snape by na pewno wiedział jakich, ona wyczuwała tylko majeranek. Nie umiała gotować, jedyne czego się nauczyła to były specjały szwajcarskie. Niektóre, te prostsze.

Upieczony ptak wyglądał bardzo apetycznie na środku kuchennego stołu. Wyłączyła piekarnik, odłożyła rękawice, uszykowała nóż. Chyba wszystko gotowe? Niedługo będą mogli jeść. Tata jak zwykle pokroi mięso.

Weszła do salonu. Yannick kontynuował rozmowę z babcią na temat swoich przygód pod Matterhornem.

– Spodoba się babci – mówił z zapałem. – Umie gotować. I sprzątać.

– No bez przesady, Yannick, myślisz, że to jest dla mnie najważniejsze? – mama Cecile uśmiechnęła się.

– A pamięta babcia jak odwiedził nas wujek Chris? – spytał niewinnie.

– To było co innego! – babcia machnęła ręką.

Cecile przypomniała sobie, jak zaprosiła kolegę do rodziców na święta. Chris był ze Stanów, nie chciało mu się ani lecieć do siebie przez ocean, ani samemu siedzieć w Zurychu. Wyprawa do Londynu wydawała się więc miłą alternatywą.

Tymczasem w domu rodzice sobie ubzdurali, że “kolega” jest eufemizm poważnego związku i bardzo ich zdenerwowało, że Chris dwa przedświąteczne wieczory spędził ciesząc się urokami nocnego życia, a Cecile zostawił samą z przygotowaniami. Jej mama posunęła się do tego, że odszukała na strychu stary podręcznik i dyktowała zdezorientowanemu Amerykaninowi zaklęcia, które jej zdaniem powinien był praktykować.

– Mówisz, że to coś poważnego? – kontynuowała tymczasem babcia zaciekawiona.

– Moim zdaniem wygląda na bardzo zainteresowaną – powiedział Yannick z kocim uśmiechem. Nie spodziewała się po nim takiej pewności siebie.

– A on czym się zajmuje?

– Tym, co ty! – Yannick się roześmiał. – Dlatego mówiłem, że dobrze byście się rozumieli. Uczy magicznej chemii w szkole. I jeszcze… Ale tego miałem nie mówić.

– No popatrz, popatrz. Rzeczywiście ciekawie byłoby go poznać.

Do Cecile nagle dotarło, czego dotyczy rozmowa przy stole.

– Ej! No wiecie! To nie wasze sprawy! – wykrzyknęła oburzona.

– Jak nie nasze? – Yannick był wyraźnie zdziwiony. – W końcu to mój tata, nie?

– Co ty gadasz? Dobrze wiesz, że twój ojciec nie żyje!

– Mój wymyślony tata!

– Eh – Cecile usiadła ciężko przy stole. – Przecież to była tylko taka zabawa. Snape nie ma najbledszego pojęcia, że uważasz go za rodzinę.

– Teraz już ma – odpowiedział jej syn cicho i dodał niewinnie: – I nie wyglądał wcale na niezadowolonego.

– Co?! Co ty mu naopowiadałeś?

– Nic. Wszystko. Znaczy się, samą prawdę. – Yannick zaczął się trochę plątać. – Czy to źle?

– Nie wiem. Co mu powiedziałeś? – powtórzyła jeszcze raz, teraz już nie zła, tylko zrezygnowana.

– Oj, tylko tyle, że dużo mi o nim opowiadałaś i że nazywaliśmy go tatą, bo myślałaś, że to by było bardziej odpowiednie – Yannick machnął ręką, jakby dając do zrozumienia, że to nie jest nic ważnego.

W tym momencie do pokoju wrócił dziadek i wszyscy zajęli się indykiem. Cecile zmusiła się, by do końca posiłku nie myśleć o Snapie, a przed rodziną udawać, że wcale się nie przejęła opowieściami syna. Prawie jej się udało, choć mama co jakiś czas patrzyła się na nią dziwnym wzrokiem, a Yannick był przez cały dzień zadziwiająco usłużny.




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.

2 komentarze:

  1. No to Yannick trochę zamieszał.
    To ciągłe sugerowanie, że Snape i Cecile są kimś więcej niż przyjaciółmi... Swoją drogą ciekawe o czym z nim Cecile rozmawiała ;)
    No i o czym rozmawiali Snape i Yannick, bo to ciągle nie zostało wyjaśnione, prawda? Dowiemy się?

    OdpowiedzUsuń
  2. "kontynuowała tymczasem babcia zaciekawiona. "
    Zaciekawiona babcia brzmiałaby lepiej. Jakaś dziwna inwersja. Już gdzieś wyżej masz coś podobnego, ale jeszcze od bidy ujdzie. Tu już nie bardzo.
    "– Eh – Cecile usiadła ciężko przy stole."
    Co do "eh", nie że jest błędnie, ale to taka obcojęzyczna wersja, po polsku powinno być "ech". Mnie też o to tyrali, ale tylko wspominam, bo osobiście nie piętnuję tej wersji bez 'c'.
    To z takich technicznych. Generalnie rozdział fajny. Yannick mnie rozbraja. Naprawdę fajna postać. Co ciekawe, nie byłam do niego przekonana póki był tylko w opowieściach Cecile, ale odkąd pojawił się osobiście, zyskał moją sympatię.
    P.S. Sorry, że dopiero teraz, ale miałam dziwnie pracowite dni.

    OdpowiedzUsuń