poniedziałek, 2 maja 2016

10.4

A więc Snape wiedział wszystko. Wcześniej, na początku roku, też jej się wydawało, że się wygadała. I bardzo się cieszyła, że zareagował z takim taktem i spokojem. A on po prostu jej nie zrozumiał. No cóż. Co się odwlecze, to nie uciecze. Teraz powiedziała mu otwartym tekstem, że wtedy, w szkole, chodziło jej o niego. A Yannick, jej cudowne dziecko, potwierdził, że pielęgnowała ten sentyment o wiele za długo. I może to by w sumie nie było takie kompromitujące, gdyby nie fakt, że przez ostatnie pół roku na każdym kroku przyznawała, że wcale jej nie minęło.

Odetchnęła głęboko. Powiedziała swoje “jeden bez atu”. Przeciwnik zna jej karty. Teraz może tylko czekać na dalszy ciąg licytacji.

Siedziała sama przy stole i wspominała te wszystkie rozmowy z Yannickiem o Snape’ie. Od czego to się zaczęło?

– Wiesz mamo? – mówił jej pięcioletni syn zajadając się jogurtem – Pamiętasz, jak ci mówiłem, że Reto też nie ma taty? Wiesz, że już ma?

– O! – zdziwiła się niedyskretnie. – Dlaczego tak myślisz?

– Czekał na niego przed szkołą. Choć niby to obciach, jak ktoś cię odbiera – Yannick przez chwilę siedział zamyślony i wyglądał jakby walczył ze sprzecznymi emocjami. Wreszcie zapytał – Opowiesz mi bajkę o tym czarodzieju z twojej szkoły?

Oczywiście od razu wiedziała, co ma na myśli. Westchnęła. Jogurt się już kończy, zostały tylko kanapki z serem - znowu zapomniała sprawdzić, czy mają w domu coś do jedzenia, a w momencie, gdy zaczynała szykować posiłek zegar na St. Peter Kirche wybił siódmą. Wszystkie sklepy pozamykane. Zdecydowanie lepiej kontynuować rozmowę i nie dawać mu czasu na myślenie, dlaczego musi jeść wczorajszy chleb.

– Dawno, dawno temu – zaczęła jak zwykle – żyła sobie młoda, piękna czarownica, która miała mało zmartwień i dużo czasu. Ale nie była najmądrzejsza. Któregoś razu próbowała przygotować napój oliminotyczny i tak się zamachnęła różdżką, że ta wpadła jej do kociołka.

– Mamo, a będę mógł się po kolacji pobawić twoją różdżką? Tylko troszeczkę, proszę!

– Nie. Wiesz, że jesteś jeszcze za mały. Słuchaj dalej. Napój oliminotyczny zaczął kipieć i wylewać się z kociołka, a w całej sali unosił się…

– To niesprawiedliwe. Reto może się bawić różdżką nowego taty. Mówił mi.

– Yannick, powiedziałam, że nie. Chcesz słuchać dalej, czy kończyć bajkę?

– Mów, mów! Powiedz jak ten czarodziej wyczarował stokrotkę.

– To była inna bajka! Daj mi skończyć tę. O czym to było?

– Nie pamiętam.

– A! W całej sali unosił się dziwny i raczej nieprzyjemny zapach. Nasza młoda czarownica stała zrozpaczona nad kipiącą zieloną cieczą i kompletnie nie wiedziała, co robić. Wtedy do sali wszedł ten czarodziej, jednym spojrzeniem ocenił sytuację i od razu wiedział co robić. Wypowiedział odpowiednie zaklęcie - nawet nie mam pojęcia skąd on mógł wiedzieć, że ta różdżka jest na dnie - i różdżka wyskoczyła z kociołka, zrobiła dwa okrążenia wokół pomieszczenia i wpadła prosto w moje ręce. Potem Snape ukłonił się nisko, uśmiechnął kpiąco i wyszedł z klasy.

– Teraz opowiedz o stokrotce… Albo nie, o tym, jak uratował tamtą dziewczynę, a ona nawet nie wiedziała, że coś się działo – zażądał Yannick i patrzył na nią wyczekująco, wyjadając ser Gruyere z kanapki.

– No dobra. Poczekaj, tylko sobie zaparzę herbatę. Już. Któregoś dnia…

– Powiedziałem Reto, że mój drugi tata umie wyczarowywać stokrotki i łowić różdżki – rzucił beztrosko jej syn.

– Co? – o mało się nie zachłysnęła herbatą.

– Powiedziałem Reto, że Snape jest moim drugim tatą. – powtórzył spokojnie. Rany! Może i jej się kiedyś wymsknęło to imię, niesamowite, jak dziecko takie rzeczy wyłapuje. – Opowiadaj dalej. O tym czarodzieju.




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.

3 komentarze:

  1. Szłodko. Mały Yannick, wczorajszy chleb i wspominki o Snapie. Niestety, nie umiem napisać nic więcej. Rozdział fajny, specjalnie żadnych błędów też nie zauważyłam, więc nawet nie mam się do czego przyczepić. Bieda z nędzą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Snape i Cecile padli ofiarą własnych niedomówień?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez wyjazd okołomajówkowy nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, więc teraz będzie komentarz do dwóch. No bo bardzo, bardzo mi się podobało! Yannick jest przeuroczy, zarówno ten dorosły, jak i pięcioletni. Cecile zresztą także. Czy pisałam już, jak bardzo ją lubię? Jest taka zwyczajna, taka kobieca; bardzo ludzka i wiarygodna jako postać. Podoba mi się, że ma swoją historię, że jej świat nie obraca się wokół obiektu miłości, jak się to w romansach zdarza. Że ta jej młodzieńcza miłość, choć nie wygasła do końca, mimo wszystko nie rzutowała na resztę jej życia, a teraz ten Hogwart ze Snape'em to tylko jego wycinek, kawałek, który - jeżeli coś im z tego wyjdzie - trzeba będzie jakoś dopasować do reszty.
    I nie mogę się doczekać ponownego spotkania Cecile z Severusem, i trochę się go boję, bo właśnie ten moment historii jest zawsze najpiękniejszy, kiedy jeszcze nic nie wiadomo na pewno i tyle rzeczy może pójść źle, a biedny czytelnik zaciska kciuki za bohaterów i gryzie wargi z niepewności. Ciekawa jestem dalszego ciągu tej rozgrywki; oby Severus także odkrył karty. Mam nadzieję, że opiszesz to z równym urokiem i wyczuciem, z jakim dotychczas kreśliłaś ich relację.
    Co jeszcze mogę powiedzieć? Nieustannie uwielbiam tę przewrotność dialogów w Twoim opowiadaniu! Rozmowa Yannicka z babcią była cudowna. Zresztą bardzo naturalnie wychodzi Ci kreślenie takich zwyczajnych, naturalnych scen. Nie potrzebujesz wielkiej ilości słów, by stworzyć klimat.
    To tyle na dziś. Czekam do czwartku.
    Pozdrawiam serdecznie, K.

    OdpowiedzUsuń