Yannick wyglądał inaczej, niż Snape go sobie wyobrażał. Z jednej strony spodziewał się zimnego przystojniaka, takiego jak Orsin, z drugiej, po tym co opowiadała Cecile, widział go jako smętnego, chuderlawego romantyka. Tymczasem Yannick był klasycznie piękny, wesoły, uśmiechnięty i sprawiał wrażenie bardzo bezpośredniego.
– Powiedzieli mi, że jak mamy nie ma w szpitalu, to znajdę ją tutaj. Czy to znaczy, że to z panem pracowała przez ten czas?
– Tak.
– A to numer! – chłopak roześmiał się, zdjął plecak i zaczął w nim czegoś szukać. – I nic mi nie powiedziała! Cały semestr o panu pisała i ani razu nie powiedziała, że to o pana chodzi!
Wyjął z plecaka małe różowe pudełko i wręczył Snape'owi z uśmiechem.
– Domyślam się w takim razie, że to dla pana! Świeże, rano kupiłem. Lepiej zjedz od razu, bo jutro już nie będą dobre.
Chłopak zdjął kurtkę, przewiesił ją niedbale na oparciu i rozsiadł się w fotelu. Snape patrzył się bez słowa to na niego, to na kartonowe opakowanie, które wciąż jeszcze trzymał. W głowie miał kompletną pustkę. Wreszcie bardzo niewielka część jego mózgu zaczęła działać:
– Chcesz coś do picia? – spytał odruchowo. Przypomniał sobie, że chłopak ma za sobą długą podróż. – W ogóle może ty głodny jesteś… Kolacja dopiero za półtorej godziny…
– Za półtorej godziny to my już będziemy u babci! Pewnie czeka na nas z zastawionym stołem… O ile nie zasiedziała się w pracy – zaśmiał się znowu. – Babcia miota się pomiędzy chęcią bycia idealną gospodynią i perfekcyjną panią naukowiec, nie jestem pewien, co przeważy w te święta. Ale póki mamy nie ma, chętnie bym się napił czegoś ciepłego. No właśnie, gdzie ona się podziewa?
– Wspominała coś o pisaniu post mortem, cokolwiek by to miało znaczyć… – odpowiedział Snape niepewnie.
– Znowu jej coś nie wyszło? W pracy ją czegoś takiego nauczyli, takie rozważania co poszło nie tak, jak na przykład miotły zaczęły spadać. Mnie zawsze tak mówiła, kiedy któraś z jej metod wychowawczych się nie powiodła.
– A często się coś takiego zdarzało? – spytał nieuważnie, zalewając herbatę wodą. Postawił pełny czajniczek, cukiernicę i kubki na stoliku.
– Bez przerwy! Czarna? Może być – chłopak nalał sobie gorącego napoju i z wyraźną przyjemnością ogrzewał dłonie nad parą. – Nawet nie zauważyłem, że tak zmarzłem.
Chłopak ostrożnie pociągnął łyk herbaty. W pokoju rozległo się głośne burczenie.
– Chyba jednak jestem głodny – roześmiał się.
– Zaraz coś wymyślę – uspokoił go Snape. I zanim zdążył się zastanowić, spytał – Dużo ci o mnie opowiadała?
– Wszystko! Ale nie jestem pewien, co z tego było prawdą. Wyczarowywałeś dziewczynom stokrotki?
Wyczarowywał. Nie dziewczynom, tylko jednej dziewczynie. Nie sądził, że ktokolwiek to widział. Na myśl, że Cecile o tym wiedziała zrobiło mu się dziwnie smutno. Zabrał się do przygotowywania jedzenia, potrzebował teraz zająć czymś ręce i głowę. Miał w szafie trochę półproduktów, z których w razie potrzeby łatwo można było zrobić coś jadalnego. Mąka razowa, sól, miód, drożdże, woda… Sprawnymi ruchami odmierzył odpowiednią ilość i wymieszał jednym ruchem różdżki. Miał nadzieję, że Yannick opowie coś więcej o wspomnieniach Cecile, ale on przerzucił się na inny temat.
– W sumie wszystko co mama opowiadała mogło być wymyślone, babcia mówi, że wyobraźnię oboje mamy po niej… No właśnie, całą drogę myślałem o tej tajemniczej historii, którą wczoraj usłyszałem. I zastanawiałem się, jak można by o niej najlepiej opowiedzieć.
Snape rzucił czar na wzrost ciasta i w myślach odliczył trzy sekundy. Jendocześnie słuchał opowieści chłopaka. Yannick był lepszy od swojej matki, kiedy przełączał się w tryb bajarza stawał się naprawdę niesamowity. Snape bez trudu umiał sobie wyobrazić to, o czym młody człowiek opowiadał. Przed oczami migały mu obrazy jak żywe…
Piekł bułeczki jedna po drugiej, niektóre posypując makiem, inne sezamem. Syn Cecile zjadał je z apetytem. Dziwnie było patrzeć, jak ten w sumie zupełnie obcy chłopak czuje się w jego gabinecie jak u siebie. Wypytywał go o jego lekcje, sam opowiadał o praktykach. Już dawno przestał mówić mu na “pan”. A Snape czuł się całkowicie oszołomiony i pewnie przez to, kiedy Yannick skończył jeść i dopił kolejny kubek herbaty, zaproponował:
– Pokażę ci coś, chcesz? Może ci się przyda do tych twoich legend – powiedział jakby proponował coś zupełnie zwyczajnego, a przecież chciał podzielić się czymś, o czym nikomu jeszcze nie opowiadał. Tylko kiedyś we śnie Cecile.
Czytaj dalej
Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.
Czekałam na ten fragment od poniedziałku! Bardzo mi się podoba, choć spodziewałam się konfrontacji Seva z Cecile. Ale jego relacja z Yannickiem też jest bardzo fajna, chociaż widać, że Snape czuje się totalnie skonfundowany, skoro jest taki miły. A może to bezpośredniość i sympatyczność Yannicka powoduje, że on sam czuje się bardziej swobodnie? Tak czy inaczej ciekawa jestem ciągu dalszego. I o czym Snape chce mu opowiedzieć? Przyznam się, że jeśli ten sen był opisany, to go nie pamiętam. I tak w odniesieniu do Twojej odpowiedzi na mój poprzedni komentarz - m.in. właśnie dlatego marudzę na długość odcinków, że kiedy chcę wrócić do jakiegoś fragmentu, to muszę przeskakiwać po paręnaście stron, zamiast wejść w odpowiedni rozdział i przebiec go wzrokiem. Ale jestem pewna, że jak będę miała więcej czasu, to chętnie przypomnę sobie całość. No i na pewno fajnie byłoby przeczytać całość od nowa, znając zakończenie, żeby właśnie wyłapać takie niejednoznaczności.
OdpowiedzUsuńW ogóle fajną atmosferę ma ten tekst. Mimo pewnej takiej lakoniczności i zwięzłości opisu, jest bardzo plastyczny i oddziałuje na wyobraźnię.
Czekam co będzie dalej i na reakcję Cecile. Do poniedziałku! :)
Pozdrawiam, K.
Hej! Bardzo dziękuję za ten komentarz!
OdpowiedzUsuńChciałabym pisać i wrzucać tutaj dłuższe kawałki. Ale nie bardzo wiem, jak to zrobić. Najprościej jest mi dzielić całość na sceny dziejące się w jednej chwili i z jednej perspektywy. No i trochę się boję, że jak opublikuję długie kawałki, to w 3 tygodnie opowiadanko się skończy i pogrąży się w mroku niepamięci. Ale przede wszystkim - nie mam lepszego pomysłu na dzielenie się tą opowieścią.
Co do Snape'a: myślę, że tu są co najmniej trzy rzeczy:
1) Po pierwsze jest zmieszany i nie wie, co o tym wszystkim myśleć. Co to oznacza, że Yannick mówi do niego 'tato'? Jak on ma to rozumieć? Pamięta, że Cecile coś na ten temat wspominała, ale co tak naprawdę? I w ogóle co oznacza to, co się Cecile wymsknęło - no dobra, jak była w szkole to on jej się podobał, 20 lat temu. Spoko. Ale jaki to ma wpływ na 'tu i teraz'? Coś Cecile wspominała, coś mówiła - ale CO? Zauważ, że biedny Snape jest w dużo gorszej sytuacji niż czytelnik. Nie może zajrzeć np. do rozdziału 1.11 i przeczytać go jeszcze raz. Coś pamięta - ale nie jest pewien co. Jak myślisz? Bez zaglądania - co takiego Cecile mu naopowiadała?
2) Zauważ, że Yannick jest jednym z niewielu ludzi, którzy podchodzą do niego od razu z sympatią, od samego początku. Dzieciaki w szkole się go boją, swoją własną grupę może podejrzewać o interesowność - jak często mu się zdarza spotkać kogoś, kto od razu traktuje go po przyjacielsku?
3) No i jeszcze automatycznie Snape traktuje Yannicka tak, jak normalnie traktowałby jego mamę, a nie ucznia.
Pozdrawiam! Do poniedziałku!
Ej, dobra, troche sie zgapiłam nie. Czas szybko leci. Fajny, lekki rozdział. Miło się czytało. Yannick świetnie wypada i widzę ze nieźle radzi sobie ze Snapusiem. Milusio.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz dzielić na sceny tak jak teraz i pisać więcej to możesz między częściami robić *** albo publikować taką czesc codziennie po prostu :D