czwartek, 14 kwietnia 2016

9.4

Yannick wyglądał inaczej, niż Snape go sobie wyobrażał. Z jednej strony spodziewał się zimnego przystojniaka, takiego jak Orsin, z drugiej, po tym co opowiadała Cecile, widział go jako smętnego, chuderlawego romantyka. Tymczasem Yannick był klasycznie piękny, wesoły, uśmiechnięty i sprawiał wrażenie bardzo bezpośredniego.

– Powiedzieli mi, że jak mamy nie ma w szpitalu, to znajdę ją tutaj. Czy to znaczy, że to z panem pracowała przez ten czas?

– Tak.

– A to numer! – chłopak roześmiał się, zdjął plecak i zaczął w nim czegoś szukać. – I nic mi nie powiedziała! Cały semestr o panu pisała i ani razu nie powiedziała, że to o pana chodzi!

Wyjął z plecaka małe różowe pudełko i wręczył Snape'owi z uśmiechem.

– Domyślam się w takim razie, że to dla pana! Świeże, rano kupiłem. Lepiej zjedz od razu, bo jutro już nie będą dobre.

Chłopak zdjął kurtkę, przewiesił ją niedbale na oparciu i rozsiadł się w fotelu. Snape patrzył się bez słowa to na niego, to na kartonowe opakowanie, które wciąż jeszcze trzymał. W głowie miał kompletną pustkę. Wreszcie bardzo niewielka część jego mózgu zaczęła działać:

– Chcesz coś do picia? – spytał odruchowo. Przypomniał sobie, że chłopak ma za sobą długą podróż. – W ogóle może ty głodny jesteś… Kolacja dopiero za półtorej godziny…

– Za półtorej godziny to my już będziemy u babci! Pewnie czeka na nas z zastawionym stołem… O ile nie zasiedziała się w pracy – zaśmiał się znowu. – Babcia miota się pomiędzy chęcią bycia idealną gospodynią i perfekcyjną panią naukowiec, nie jestem pewien, co przeważy w te święta. Ale póki mamy nie ma, chętnie bym się napił czegoś ciepłego. No właśnie, gdzie ona się podziewa?

– Wspominała coś o pisaniu post mortem, cokolwiek by to miało znaczyć… – odpowiedział Snape niepewnie.

– Znowu jej coś nie wyszło? W pracy ją czegoś takiego nauczyli, takie rozważania co poszło nie tak, jak na przykład miotły zaczęły spadać. Mnie zawsze tak mówiła, kiedy któraś z jej metod wychowawczych się nie powiodła.

– A często się coś takiego zdarzało? – spytał nieuważnie, zalewając herbatę wodą. Postawił pełny czajniczek, cukiernicę i kubki na stoliku.

– Bez przerwy! Czarna? Może być – chłopak nalał sobie gorącego napoju i z wyraźną przyjemnością ogrzewał dłonie nad parą. – Nawet nie zauważyłem, że tak zmarzłem.

Chłopak ostrożnie pociągnął łyk herbaty. W pokoju rozległo się głośne burczenie.

– Chyba jednak jestem głodny – roześmiał się.

– Zaraz coś wymyślę – uspokoił go Snape. I zanim zdążył się zastanowić, spytał – Dużo ci o mnie opowiadała?

– Wszystko! Ale nie jestem pewien, co z tego było prawdą. Wyczarowywałeś dziewczynom stokrotki?

Wyczarowywał. Nie dziewczynom, tylko jednej dziewczynie. Nie sądził, że ktokolwiek to widział. Na myśl, że Cecile o tym wiedziała zrobiło mu się dziwnie smutno. Zabrał się do przygotowywania jedzenia, potrzebował teraz zająć czymś ręce i głowę. Miał w szafie trochę półproduktów, z których w razie potrzeby łatwo można było zrobić coś jadalnego. Mąka razowa, sól, miód, drożdże, woda… Sprawnymi ruchami odmierzył odpowiednią ilość i wymieszał jednym ruchem różdżki. Miał nadzieję, że Yannick opowie coś więcej o wspomnieniach Cecile, ale on przerzucił się na inny temat.

– W sumie wszystko co mama opowiadała mogło być wymyślone, babcia mówi, że wyobraźnię oboje mamy po niej… No właśnie, całą drogę myślałem o tej tajemniczej historii, którą wczoraj usłyszałem. I zastanawiałem się, jak można by o niej najlepiej opowiedzieć.

Snape rzucił czar na wzrost ciasta i w myślach odliczył trzy sekundy. Jendocześnie słuchał opowieści chłopaka. Yannick był lepszy od swojej matki, kiedy przełączał się w tryb bajarza stawał się naprawdę niesamowity. Snape bez trudu umiał sobie wyobrazić to, o czym młody człowiek opowiadał. Przed oczami migały mu obrazy jak żywe…

Piekł bułeczki jedna po drugiej, niektóre posypując makiem, inne sezamem. Syn Cecile zjadał je z apetytem. Dziwnie było patrzeć, jak ten w sumie zupełnie obcy chłopak czuje się w jego gabinecie jak u siebie. Wypytywał go o jego lekcje, sam opowiadał o praktykach. Już dawno przestał mówić mu na “pan”. A Snape czuł się całkowicie oszołomiony i pewnie przez to, kiedy Yannick skończył jeść i dopił kolejny kubek herbaty, zaproponował:

– Pokażę ci coś, chcesz? Może ci się przyda do tych twoich legend – powiedział jakby proponował coś zupełnie zwyczajnego, a przecież chciał podzielić się czymś, o czym nikomu jeszcze nie opowiadał. Tylko kiedyś we śnie Cecile.




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.

3 komentarze:

  1. Czekałam na ten fragment od poniedziałku! Bardzo mi się podoba, choć spodziewałam się konfrontacji Seva z Cecile. Ale jego relacja z Yannickiem też jest bardzo fajna, chociaż widać, że Snape czuje się totalnie skonfundowany, skoro jest taki miły. A może to bezpośredniość i sympatyczność Yannicka powoduje, że on sam czuje się bardziej swobodnie? Tak czy inaczej ciekawa jestem ciągu dalszego. I o czym Snape chce mu opowiedzieć? Przyznam się, że jeśli ten sen był opisany, to go nie pamiętam. I tak w odniesieniu do Twojej odpowiedzi na mój poprzedni komentarz - m.in. właśnie dlatego marudzę na długość odcinków, że kiedy chcę wrócić do jakiegoś fragmentu, to muszę przeskakiwać po paręnaście stron, zamiast wejść w odpowiedni rozdział i przebiec go wzrokiem. Ale jestem pewna, że jak będę miała więcej czasu, to chętnie przypomnę sobie całość. No i na pewno fajnie byłoby przeczytać całość od nowa, znając zakończenie, żeby właśnie wyłapać takie niejednoznaczności.
    W ogóle fajną atmosferę ma ten tekst. Mimo pewnej takiej lakoniczności i zwięzłości opisu, jest bardzo plastyczny i oddziałuje na wyobraźnię.
    Czekam co będzie dalej i na reakcję Cecile. Do poniedziałku! :)
    Pozdrawiam, K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Bardzo dziękuję za ten komentarz!

    Chciałabym pisać i wrzucać tutaj dłuższe kawałki. Ale nie bardzo wiem, jak to zrobić. Najprościej jest mi dzielić całość na sceny dziejące się w jednej chwili i z jednej perspektywy. No i trochę się boję, że jak opublikuję długie kawałki, to w 3 tygodnie opowiadanko się skończy i pogrąży się w mroku niepamięci. Ale przede wszystkim - nie mam lepszego pomysłu na dzielenie się tą opowieścią.

    Co do Snape'a: myślę, że tu są co najmniej trzy rzeczy:
    1) Po pierwsze jest zmieszany i nie wie, co o tym wszystkim myśleć. Co to oznacza, że Yannick mówi do niego 'tato'? Jak on ma to rozumieć? Pamięta, że Cecile coś na ten temat wspominała, ale co tak naprawdę? I w ogóle co oznacza to, co się Cecile wymsknęło - no dobra, jak była w szkole to on jej się podobał, 20 lat temu. Spoko. Ale jaki to ma wpływ na 'tu i teraz'? Coś Cecile wspominała, coś mówiła - ale CO? Zauważ, że biedny Snape jest w dużo gorszej sytuacji niż czytelnik. Nie może zajrzeć np. do rozdziału 1.11 i przeczytać go jeszcze raz. Coś pamięta - ale nie jest pewien co. Jak myślisz? Bez zaglądania - co takiego Cecile mu naopowiadała?
    2) Zauważ, że Yannick jest jednym z niewielu ludzi, którzy podchodzą do niego od razu z sympatią, od samego początku. Dzieciaki w szkole się go boją, swoją własną grupę może podejrzewać o interesowność - jak często mu się zdarza spotkać kogoś, kto od razu traktuje go po przyjacielsku?
    3) No i jeszcze automatycznie Snape traktuje Yannicka tak, jak normalnie traktowałby jego mamę, a nie ucznia.

    Pozdrawiam! Do poniedziałku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, dobra, troche sie zgapiłam nie. Czas szybko leci. Fajny, lekki rozdział. Miło się czytało. Yannick świetnie wypada i widzę ze nieźle radzi sobie ze Snapusiem. Milusio.
    Jeśli chcesz dzielić na sceny tak jak teraz i pisać więcej to możesz między częściami robić *** albo publikować taką czesc codziennie po prostu :D

    OdpowiedzUsuń