poniedziałek, 16 maja 2016

11.3

Powietrze było zimne i świeże. Pachniało przyjemnie wilgotnym śniegiem i sosnowymi igłami. Na bezchmurnym niebie gwiazdy migotały radośnie. Zapowiadała się mroźna noc.

Wsiedli na miotły i unieśli się nad ziemię. Spojrzała na Snape'a pytająco, niepewna, w jakim kierunku ma lecieć. Powstrzymał ją gestem. Wykonał różdżką skomplikowany ruch, zataczając kółka niczym dyrygent Orkiestry Narodowej i wyszeptał jakieś zaklęcie.

Cieniutka półprzezroczysta wstążka mgły owinęła ich jak kokon. Zrobiło się ciszej, cieplej, przytulniej. Intymniej.

– Ruszamy? – Snape spytał zdecydowanie. Skinęła głową. Nigdy nie podróżowała na miotle w taki sposób. Oczywiście czasem rozpinała ochronę przeciwdeszczową, a jak było bardzo zimno, rzucała drobny czar izolujący. Ale nie przyszło jej do głowy, by otulić się czarami jak puchową kołderką, całkowicie odcinając się od mroźnego świata.

Snape sterował, Cecile nie musiała już zupełnie nic robić, wystarczyło, że trzymała się mocno miotły. Dziwnie było nie słyszeć w uszach szumu wiatru, można było spokojnie w takich warunkach rozmawiać. Tylko najpierw trzeba było wyjaśnić parę spraw.

– Dlaczego ta… Justysia mówi na ciebie ojcze? – spytała bez wstępów.

– A! – Snape wydawał się trochę zakłopotany. – Jakoś tak wyszło. Długa historia.

– A przed nami długa droga. Pasuje – powiedziała. Chciała mieć już tę rozmowę za sobą, a nie jechać z zawiązanymi oczami na spotkanie mrocznych tajemnic.

– Wcale nie taka długa. Ale dobrze – westchnął. – To może zacznę od początku. Justysia jest gdzieś z Europy Wschodniej, nie pamiętam, skąd dokładnie. Całe życie pracowała jako gosposia jakiegoś księdza, aż w końcu go aresztowali. Czy może umarł? W każdym razie przeprowadziła się do bratanka do Anglii – Snape opowiadał cały czas uważnie patrząc przed siebie i utrzymując tempo jazdy. – Szukała pracy, ja szukałem kogoś do prowadzenia domu. Przyjechałem prosto ze szkoły, ona była przekonana, że jestem jakimś kapłanem czy coś w tym stylu. Nie wiem czemu właściwie, chyba ten jej poprzedni pracodawca podobnie się ubierał. Nie wyprowadzałem jej z błędu, bo gosposią jest świetną, a mam wrażenie, że nie pochwalałby naszej magii. Za to nie ma nic przeciwko takim sztuczkom.

Prawie niezauważalnie poruszył różdżką, nie wypuszczając uchwytu miotły z dłoni.

– Święty Antoni, gdzie ja to zgubiłem? – powiedział głośno i dodał szeptem: – Accio Szyszka. Snape chwycił zbliżającą się do niego jodłową szyszkę i podał uśmiechniętej Cecile.

– O, tutaj jest! Proszę – powiedział, też rozbawiony. Przez chwilę patrzył jej prosto w oczy, ale szybko odwrócił wzrok i znów skupił się na drodze przed sobą, choć przecież dookoła było pusto.

– Sprytnie to sobie wymyśliłeś – Cecile roześmiała się z ulgą. Przypomniała sobie pastora z Fraumünster; rzeczywiście można było pomylić czarodzieja z odświętnie ubranym księdzem. Odetchnęła. Miło było usłyszeć całkiem niewinne wyjaśnienie.

– Jedyny problem, to z tego co zrozumiałem, w kościele do którego mnie Justysia przypisała, księża nie mogą się żenić, ani nic. Dlatego nie byłem pewien, czy to dobrze, żebyśmy jechali razem. A skoro już jesteśmy w temacie – jak to się stało, że zostałem ojcem?

– Co? – nie zrozumiała o co mu chodzi. – Przecież sam mówisz, że wzięła cię za zakonnika.

– Nie, nie Justysia. Jak to się stało, że zostałem ojcem Yannika?

Cecile poczuła, że się czerwieni. Dobrze, że jej towarzysz patrzył w inną stronę.

– Naprawdę niezła ta twoja zimowa ochrona. W ogóle człowiek nie marznie – powiedziała, by zyskać na czasie. Ostrożnie ściągnęła rękawiczki i schowała je do kieszeni płaszcza.

Snape nic nie odpowiedział. Nie widziała jego twarzy, nie była pewna, czy czeka na jej wyjaśnienia, czy też może już zapomniał.

– Bez sensu, nie? – Zdecydowała się wreszcie wziąć byka za rogi. – Przez długi czas myślałam, że wiesz o wszystkim. I już się nawet zdążyłam przyzwyczaić do tej myśli. A teraz znowu mi głupio.




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.

4 komentarze:

  1. Łii! Nareszcie!
    No dobra, a teraz poważnie - fajnie, że wreszcie o tym rozmawiają. Zgrabna wolta ze strony Severusa - "A skoro już jesteśmy w temacie – jak to się stało, że zostałem ojcem?". Urocza zmiana tematu :)
    No i wychodzi, że zgadłam z tym księdzem :D
    Ładny pomysł na zaklęcie z miotłami. I jak zwykle ładny klimat całej sceny.
    Trochę błędów by się znalazło, głównie interpunkcyjnych...
    ("Ale dobrze – westchnął" - brak kropki na końcu.
    "Zdecydowała się wreszcie wziąć byka za rogi" - tak samo.
    "wpółprzezroczysta" - poprawnie będzie raczej półprzezroczysta.
    "a jak było bardzo zimno rzucała drobny czar izolujący" - przecinek po zimno.)
    ...ale nic to, skoro tak cudownie się to czyta.
    Czekam na ciąg dalszy. Tylko proszę bez jakichś drastycznych przeskoków w czasie. Niech rozmawiają! ;)
    Pozdrawiam serdecznie, K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiłam - dzięki!
      Też mam nadzieję, że trochę porozmawiają i wyjaśnią sobie to i owo :)

      Usuń
    2. Oraz: tak, bardzo dobrze zgadłaś z tym księdzem - dokładnie taki był mój tok rozumowania. Jak oglądałam sobie film, to myślałam o tym, że takiego Snapa na pewno ktoś by porównał z duchownym. I że on nie wahałby się tego wykorzystać - wiesz, jak sobie idzie taki pan w habicie i coś szepcze, wykonuje "magiczne" gesty itp. to ludzie traktują to dużo bardziej obojętnie, niż gdyby tak się zachowywał pan w garniturze.
      Oraz: tak się cieszę, że Ci się dobrze czytało!

      Usuń
  2. Mhm. Czyli Snape został księdzem. Ok, tego się nie spodziewałam, ale dość realnie wyjaśnia "ojcowanie".
    Fajnie, fajnie. Udało Ci się mnie zaskoczyć. Akcja też płynna. Jest git.

    OdpowiedzUsuń