czwartek, 16 czerwca 2016

11.12

Jakiś mężczyzna szedł przez mroczną pustynię. Młody, szczupły, owinięty długą, zwiewną szatą. Nie widziała jego twarzy, ale z całą pewnością nie był to Snape, ani teraźniejszy, ani z czasów szkolnych. Piasek ciągnął się aż po horyzont, oświetlony dziwnym, czerwono–różowym światłem. Spojrzała na niebo, gwiazdy układały się w całkiem obce jej wzory. Z całą pewnością nie byli na północnej półkuli.

Całą sobą czuła samotność i zagubienie wędrowca. Szedł niepewnie, co jakiś czas przystając i rozglądając się dookoła. Za którymś razem wreszcie zdawało się, że coś dostrzegł, bo przyspieszył kroku. Rzeczywiście, piaskowe pagórki przed nimi przy bliższej obserwacji zaczynały przypominać twory ludzkiej ręki. Niepodziewanie szybko dotarli do ruin jakiegoś pradawnego miasta. Zobaczyła coś, co przypominało dawno opuszczone kamienne domy, ulice, place. Gdzieniegdzie leżały porzucone przedmioty codziennego użytku, ślady, że kiedyś to miejsce było pełne ludzi.

Każdy krok wznosił tumany kurzu. Nie wiedziała czego szukają, ale czegoś szukali na pewno. Wreszcie koło starej, suchej studni mężczyzna pochylił się i rozgarnął pył. Sięgnął ręką w szczelinę i wyjął z niej malutki czerwony kwiatek, którego świeżość wyraźnie kontrastowała z otaczającą ich martwą pustką. Położył roślinkę na dłoni i spojrzał na nią, a Cecile poczuła jak samotność i zwątpienie zanikają, a zaczyna pojawiać się nadzieja, wciąż jeszcze wątła i krucha jak ten kwiatek, lecz z każdą sekundą coraz bardziej potężna…

Koniec.

Cecile oszołomiona podniosła głowę znad myślodsiewni. Spojrzała pytająco na Snape’a, który też zdawał się na coś czekać.

– Co to było? – spytała słabo.

Przez twarz Snape’a przemknęło rozczarowanie.

– Prezent. Gwiazdkowy. Dla ciebie – powiedział.

– Ale… o co chodziło?

– Wiem, wiem. Krótkie. I mało się dzieje. Nie miałem pomysłu. Myślałem, że może tyle wystarczy, żeby pokazać możliwości.

Wciąż nie rozumiała o co chodzi. Usiadła na stojącym obok krzesełku i dotknęła dłońmi skroni.

– Jakie możliwości?

– Eh, wydawało mi się, że byłoby ciekawie opowiadać historie w ten sposób. Jak w kinie, wiesz? Albo w telewizorze. Dlatego zrobiłem tę miniaturkę. Ale to pewnie bez sensu.

Dopiero teraz zaczynało do niej docierać, o czym on mówi.

– Ty tę wizję zrobiłeś? Sam? To nie jest czyjeś wspomnienie? – spytała ze zdziwieniem.

– W przerwie świątecznej. Wiem, że to jeszcze wymaga trochę pracy.

– Wow – powiedziała wciąż jeszcze trochę niepewnie, aż wreszcie dotarło do niej, co on mówi. Powtórzyła głośniej i dużo bardziej radośnie – Wow! Pierwszy raz widzę coś takiego! To rzeczywiście niesamowite! Sev, jesteś genialny!

Twarz jej przyjaciela rozjaśniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyglądał znów jak wczoraj wieczorem, szczęśliwy i spokojny. Musiała się do niego przytulić.

– Wiesz, myślałem, że jakbyś jednak wracała do Szwajcarii, to mógłbym pojechać z tobą i produkować takie trójwymiarowe filmy zamiast męczyć się w szkole – powiedział cicho. – Jeśli tylko chciałabyś, żebym z tobą jechał.

– Tak – odpowiedziała szeptem.

W tym momencie usłyszeli trzepot sowich skrzydeł. Żadne z nich nie miało ochoty otwierać korespondencji, ale bardzo ciężko jest zignorować drapieżnego ptaka siadającego na ramieniu. Z ciężkim westchnieniem Snape otworzył list.

Tato! Tato!

Muszę ci o tym opowiedzieć! Myślę, że powinniśmy razem opowiedzieć światu historię Księżycowej Dziewczyny! Daj znać, jak będziesz mógł porozmawiać na ten temat. Szybko. Yannick




Koniec. Epilog


3 komentarze:

  1. Em, no właśnie, koniec? A poza tym ja tu czekam na epilog, a tu poniedziałek minął, czwartek zaraz się skończy, a epilogu niet. No ale nie skomentowałam ostatnich odcinków, więc nie mam co narzekać.
    Generalnie podobało mi się, ale czuję pewien niedosyt. Brakuje mi jeszcze jakiejś scenki Sev/Cecile, czegoś,co by domknęło ich historię, jakiejś rozmowy, może pocałunku... Ja uwielbiam romanse bez romansu, ale jednak tutaj wydaje mi się to zbyt lakoniczne. A może właśnie o to chodzi? Że za krótko i chciałabym więcej? No bo bym chciała. Będzie mi brakowało tej lektury...
    Obiecywałam jakiś zbiorczy komentarz i teraz jest najlepszy ku temu moment, skoro to koniec, ale jakoś nie wiem, czy dam radę. Ogólnie naprawdę mi się podobało, czego dowodem jest to, że tu wracam i jeszcze piszę komentarze ;) Udało Ci się wykreować naprawdę świetną atmosferę i naprawdę sympatycznych bohaterów (nawet niekanoniczność Severusa mi nie przeszkadza, a trudno napisać niekanonicznego Snape'a, którego bym polubiła). Do paru rzeczy mogłabym się przyczepić - na przykład to, że rozwiązanie całej zagadki następuje tak nieco mimochodem i w zasadzie czytelnik sam się musi sporo rzeczy domyślać, bo nic nie jest wyłuszczone wprost (z jednej strony to może i dobrze, że nie ma łopatologii, ale z drugiej to nie do końca, bo łatwo się pogubić, szczególnie jak się czyta raz w odstępach czasowych. W sumie ja nadal nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam, ale z chęcią przeczytam całość na raz). (Jeszcze jeden nawias, bo mi się nasunęło - może to ja nie ogarnęłam zagadek, bo za bardzo mnie pochłonęło śledzenie akcji na linii Sev-Cecile...?). I czy w ogóle Snape opowiedział Cecile, do czego doszedł? Bo jakoś nie kojarzę. (Poza tym - co on chce wyjeżdżać, jak dostał wymarzoną posadę w szkole? No i co z kanonem w takim razie; kto będzie szpiegował Voldemorta?). No i druga rzecz, związana z pierwszą, to lakoniczność. Umiejętność zawarcia w niewielkiej ilości słów tego, co się chce powiedzieć, jest niewątpliwie bardzo cenna i szalenie Ci jej zazdroszczę, ale mam wrażenie, że czasem jest jednak za mało - opisu, rozmowy, przemyśleń... (Ale może to znowu tylko moje widzimisię?). Ale tak czy inaczej, żeby nie było, całość jest bardzo na plus.
    Rozwiązanie z myślodsiewnią pomysłowe, fajne wykorzystanie kanonicznych możliwości. Takie kino 6D, gdzie co prawda nie możesz wpływać na wydarzenia, ale nie tylko obserwujesz, ale przeżywasz wszystko z innymi zmysłami.

    Przepraszam, że tak chaotycznie i za dużo nawiasów; mam nadzieję, że się w tym połapiesz ;) Odezwę się jeszcze. Tymczasem pozdrawiam serdecznie, K.

    PS. I teraz z czystym sumieniem mogę marudzić o epilog!

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnnie, co z tym epilogiem, kurde?
    I faktycznie przydałaby się jakaś finalna scena Sevia i Cecile, zgadzam się z K. bo nieważne ile o tym myślę, to niby sobie wyjaśnili wszystko, ale ja tego nie kupuję.
    Poza tym zapomniałam spytać, czy myślałaś nad jakąś kolejną historią? Może nad czymś pracujesz? Dobrze piszesz, fajnie byłoby znów móc czytać coś Twojego.
    Bo nie mówię, że trzeba jak ja zaraz kilka historii na raz, ale chociaż jedna po drugiej :D
    (*w*)/ udanych wakacji!

    OdpowiedzUsuń