poniedziałek, 6 czerwca 2016

11.9

Cecile siedziała wciąż na kanapie, pusty talerz odstawiła na siedzenie koło siebie. Nie chciało jej się wstawać, idealnie wtopiła się w tło, po co to psuć? Nikt nie zwracał na nią uwagi. Snape znowu pracował sam. Bez niej. To był jego naturalny stan, nie potrzebował niczyjej pomocy. Był zajęty swoimi sprawami, a ona wtedy mogłaby przestać istnieć.

Piękną panią doktor jednak zauważył bez trudu i bez cienia niechęci omawiał z nią plany opieki nad starszą panią. Co więcej, po raz pierwszy tego dnia sprawiał wrażenie radosnego i zrelaksowanego. Niesamowita jest siła kobiecej urody! Nie słuchała o czym tak rozmawiali, w zamyśleniu przyglądała się to uśmiechniętej twarzy swojego kolegi, to lekko zaróżowionemu obliczu lekarki.

– Powinna leżeć na tej półce nad kanapą. Cecile, mogłabyś podać? – Snape nagle zwrócił się do niej, całkowicie ją zaskakując. Bezmyślnie wstała i pomacała po powierzchni wiszącej półki, nie wiedząc nawet, co miałaby tam znaleźć. Pomiędzy dwoma dorodnymi paprotkami znalazła grubą białą kopertę i jakieś metalowe pudełko. Chwyciła oba przedmioty, podeszła do fotela babci i spojrzała niepewnie na Snape'a. Bez słowa wziął z jej ręki kopertę i zaczął czegoś szukać. Wyjął jakiś kwitek, resztę podał swojej babci. Cecile w tym czasie obracała w dłoniach małą szkatułkę. Srebrna? Starannie rzeźbiona w jakieś liście i kwiaty, splecione w misterny wzór. Zamknięta, choć nigdzie nie było śladu ani dziurki na klucz, ani choćby jakiegoś uchwytu czy przycisku.

– Co to? – spytała starszą panią, ale zaraz powstydziła się swojej ciekawości. Na szczęście zagadnięta była zbyt zaaferowana przeglądaniem papierów.

– Pamiątka – odpowiedział jej za to Snape. – Lily…

Spojrzał na lekarkę, która również z zachwytem wpatrywała się w zabytkową szkatułkę i wyjaśnił dokładniej.

– Moja przyjaciółka z dzieciństwa znała panią Snape, w końcu babcia często bywała w Spinner End, zanim… – przerwał nagle, by już po sekundzie wrócić do początku wątku. – Kiedy Lily się dowiedziała, że na święta jadę wreszcie odwiedzić ją po latach przerwy, kazała podarować jej ten skarb.

Wziął od Cecile pudełeczko i pogładził delikatny wzór.

– Nawet nie wiedziałem, że jeszcze tu leży. Nie pamiętam, bym przez ten czas się na niego natknął. Gdy wtedy, w siódmej klasie, przyjechałem wreszcie z wizytą, spotkało mnie trochę mniej przyjemne powitanie.

– Tu na pewno była ta recepta – przerwała mu starsza pani zakłopotanym tonem. – Takie żółte tableteczki, mój George też takie kiedyś brał.

– Nie szkodzi, zrobimy pani badania i wtedy zobaczymy, co jest potrzebne – uspokoiła ją młoda lekarka, po czym wyciągnęła rękę do Snape'a. – Mogę?

Trochę niepewnie, jakby bojąc się, że coś zniszczy, wzięła do ręki pudełeczko. Jej palce dotknęły ręki Snape'a, i lekarka się zarumieniła. Cecile nie patrzyła, czy i jak on na to zareagował – Mój ojciec lubił takie magiczne cacka. U nas w Kanadzie wszystko co ma więcej niż sto lat, to skarb. Zwykle najcenniejsza pamiątka ze Starego Kontynentu – pani Guggenheim wyjaśniała szybko, jakby starając się pokryć zmieszanie, po czym otworzyła szkatułkę i wyjęła z niej wisiorek. Z uwagą przyjrzała się leżącej na jej dłoni ozdobie. Jakiś ledwie widoczny kamyk opleciony takim samym wzorem, jaki dekorował opakowanie. – Niesamowite! Taka delikatna robota. Wygląda na bardzo stare.

Cecile, która do tej pory stała w milczeniu, wreszcie drgnęła. W ciągu paru sekund, które wydawały jej się wiecznością, przez głowę przeszło jej tsunami myśli. Nie było żadnego zamku w pudełku, a ta ruda wiedźma je otworzyła! Przed świętami, w siódmej klasie! Dostałem od Lily! Tylko żar pierwszej miłości!

Na czubku tej błyskawicznie spiętrzającej się fali wykrzykników gwałtownie zbliżała myśl najgorsza, niosąca największe zagrożenie. Lord Voldemort szuka czegoś, co przywróci mu pełnię życia! Gdyby dostał w swoje ręce ten talizman, strach, z którym kiedyś wyjeżdżała z Anglii, wróciłby ze wzmożoną siłą. Czy ta ohydna lekarska piękność jest na jego usługach? Czy to on przysłał ją by zdobyła klucz do tego amuletu? Trzeba przyznać, że przyszło jej to bez trudu… Odgoniła to ostatnie gorzkie spostrzeżenie i spróbowała skupić się na tym, co istotne. Czuła, jak w skroniach pulsuje jej krew, jak adrenalina krąży w żyłach. Musi działać!

– Rzeczywiście piękne – powiedziała słabo, jej usta były całkiem wyschnięte. Zdecydowanym ruchem chwyciła naszyjnik na cieniutkim łańcuszku i zamknęła go w swojej dłoni. Spodziewała się oporu, może nawet ataku, ale pani doktor stała spokojnie, teraz przyglądając się wnętrzu szkatułki. Za to Snape patrzył na Cecile wzrokiem, z którego całkiem zniknęło wcześniejsze rozbawienie i swoboda. Czy wiedział, co się stało?

Zrobiła jedyne, co przyszło jej do głowy. Wymagało to tylko malutkiego kroku, lecz i tak nie była pewna czy da radę, nogi nagle zrobiły się ciężkie jak z ołowiu. Ale wystarczyło jej sił i już wkładała naszyjnik na głowę pani Snape. Ta wydawała się zdziwiona, ale nie protestowała. Cecile wiedziała, że powinna rzucić jakąś luźną uwagę, zachwycić się biżuterią, powiedzieć, że tylko chce zobaczyć, jak wygląda w niej właścicielka – ale nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.

Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pani Snape uniosła rękę by dotknąć błyskotki na piersi, ale nim jej palce zdążyły musnąć perłę, ta rozpłynęła się niczym morska piana i zniknęła bez śladu. Pusta dłoń teraz gładziła sukienkę, a oczy staruszki robiły się coraz bardziej zdziwione. Wreszcie zaskoczenie nie było w stanie pomieścić się w jej głowie i zacisnęła mocno i powieki, i szczupłą pomarszczoną pięść, wciąż jeszcze leżącą na dekolcie.

Kiedy po krótkiej chwili pani Snape otworzyła oczy, nadal był w nich cień zwątpienia, ale i cała doza stanowczości. Energicznym ruchem kilkakrotnie rozprostowała i zacisnęła palce. Delikatne, gładkie palce czterdziestolatki.

– Severus. Jak miło że raczyłeś mnie odwiedzić, choć do wakacji przecież jeszcze daleko – powiedziała trochę zachrypnięty głosem. Zdjęła chorą stopę ze stołeczka, włożyła na nią swój elegancki pantofel i rześko wstała z fotela. Przeszła parę kroków, jakby próbując swoich sił i nagle uśmiechnęła się szeroko widząc zdziwione miny swoich gości. – Przepraszam. To zabrzmiało chyba trochę nieuprzejmie. Naprawdę serdecznie dziękuję za pomoc. Tylko teraz… Myślę, że potrzebuję odpocząć. Państwo wybaczą.

I poszła krętymi schodami na piętro.

– Babciu!

Snape próbował ją gonić, ale odwróciła się i powstrzymała go gestem.

– Potrzebuję czasu dla siebie – uśmiech, wciąż jeszcze rozświetlający jej twarz i magicznie odbierający jej kilkadziesiąt lat, łagodził stanowcze słowa. – Podziękuj paniom za pomoc. Zejdę do Ciebie, jak będę gotowa.

Udało się! Cecile z ulgą opadła na kanapę. Zaraz się podniosła, czując pod sobą jakiś twardy przedmiot, podniosła się, odstawiła na stolik swój talerz i przed ponowną próbą usiądnięcia powstrzymał ją widok konfitury rozmazanej po talerzyku.

Westchnęła i na wciąż jeszcze trochę drżących nogach poszła do łazienki. Wycierając mokrą szmatką spodnie (na szczęście fioletowa plama nie rzucała się zbytnio w oczy na brązowych sztruksach) myślała z dumą, że chyba dała radę zrobić coś dobrego. Bo przecież ta nagła zmiana w zachowaniu pani Snape nie może oznaczać nic innego, niż fakt, że została jej przywrócona pełnia życia. Czyli nie tylko unieszkodliwiła talizman, który mógł trafić w ręce Strony Zła, ale i wykorzystała go najlepiej, jak mogła w tym momencie. Gdyby nie widmo ognistowłosej piękności, czułaby się w tym momencie naprawdę szczęśliwa.

Kiedy wróciła do pokoju, lekarka właśnie wychodziła.

– Proszę jej dać czas – mówiła jeszcze na odchodnym. – Takie wydarzenia, nawet jeśli nie są poważne w skutkach, to dla starszej osoby poważne obciążenie. Ma prawo czuć się zmęczona.

– Ale… – Snape chciał zaprotestować, lecz się opanował. – Do widzenia pani. Dziękuję za pomoc. Tak jak mówiliśmy, Justysia się z panią skontaktuje, gdy pani pomoc będzie potrzebna.

Gosposia zamknęła drzwi na gościem i powiedziała:

– Czy będą państwo jeszcze czegoś dziś potrzebować? – i zanim którekolwiek z nich zdążyło odpowiedzieć, ciągnęła dalej – Ojcu pościeliłam w jego sypialni, jak zwykle. Pani pościelę zaraz tutaj na kanapie. Zajrzę potem jeszcze do mojej pani, a potem będę u siebie w służbówce.

Wskazała na drzwi tuż obok kuchni.




Czytaj dalej


Można komentować anonimowo. Każdy komentarz ma dla mnie znaczenie.

1 komentarz:

  1. "pani Guggenheim wyjaśniała szybko, jakby starając się pokryć zmieszanie,"
    Chyba ukryć, bo pokryć można ścianę farbą np.
    A wgl rozdział bardzo dobry. Zaskakujący. Czyżby to faktycznie perła, czy po prostu jakieś magiczne cacko? Generalnie bardzo, bardzo jestem ciekawa. Czekam.

    OdpowiedzUsuń